Program Colo Vada - czy warto?

3 rok dziennych studiów - zima, wyjątkowo ciężkie półrocze, dosłownie spędzająca sen z oczu sesja i towarzysząca jej bardzo silna presja. Dlaczego od niej zaczynam? Może dlatego, że wiele osób na pewno nie dopuściła by myśli, by w okresie tak silnej aktywności fizycznej i umysłowej, wykonywać jakiekolwiek programy zdrowotne, a tym bardziej te, w których przebiegu widnieje słowo "głodówka". Nie tylko uczelnia miała tu kluczowe znaczenie. Rodzina, bliscy, wszystkie te problemy, i własne, dające się solidnie we znaki problemy zdrowotne. Kto tego nie zna. Zawsze znajdzie się jednak siła wyższa, która lubi nieoczekiwanie zmienić założone plany. Nie spodziewałam się, że tak szybko podejmę (niemal z dnia na dzień) etap pełnego oczyszczania organizmu. Czekałam na niego bardzo długo. Cała historia związana z rozpoczęciem, stopniowym przebiegiem i rozwojem oraz zmiennością stanu mojego zdrowia trochę by zajęła. Istotne jest, że dotyczy - jeśli można to tak nazwać - "dysfunkcji jelit", określonej przez jednego z lekarzy Zespołem Jelita Drażliwego (IBS), przez kolejnego gastrologa z kolei Nieswoistym Zapaleniem Jelit. Kierowana byłam na szereg badań - od USG, przez pasaże po różne badania krwi i innych utworów, nawet w celu wykrycia ewentualnych zmian rakowych czy choroby Crona. Dziękuję, że złego nic nie wyszło, ale dobrze byłoby jednak znać przyczynę… Trochę trwało zanim dałam namówić się na podjęcie działań z Coralowym zespołem. Młode - uparte - zmęczone bezradnością zarówno lekarzy jak i własną - nie bardzo chciało wierzyć w moc wody i nie aptecznych suplementów. Towarzyszył tu najgorszy wróg - niewiedza. W końcu (prawie, że rodzina) zdołała nakłonić mnie do nawiązania pierwszych kontaktów, udziału w spotkaniu i mając to szczęście już na wstępie otrzymałam możliwość przeprowadzenia rozmowy z Panią Doktor T K ( Imię i nazwisko znane redakcji). Obiekcje były jednak dalej więc co zmieniło moje podejście? Doktor - patrzy mi w oczy pierwszy raz w życiu, widzi masę papierów z wynikami badań przy których strzałki powyginane są w każdą możliwą stronę, nie kładzie mnie na stół, nie bada sprzętem, przegląda dany stos uśmiechając się z troską i na odwrocie jednej kartki zapisuje nazwę badania - proszę wykonaj go. I pierwsze, które z miejsca coś pokazało. W tym przypadku niewielka - ale zmiana immunologiczna. Nikt do tej pory na to nie wpadł. Zaangażowałam się, co mogłam obecnie stracić? Z nową nadzieją rozpoczęłam walkę. Przeszłam pierwsze programy: oczyszczania limfatycznego, następnie dosyć długie oczyszczanie przewodu pokarmowego, równocześnie zmieniając nawyki żywieniowe i NAWODNIENIE (co jednak wydawało się być w porządku gdyż jako szkolący się biegacz długodystansowy oraz amator fitness i ćwiczeń aerobowych, starałam się zwracać uwagę na to, co jem. I miałam rację - wydawało mi się. Niewiedza, niewiedza i jeszcze raz niewiedza…). Same zmiany następowały powoli. Najpierw, problem z kobiecymi sprawami, jakiś czas później ostre bóle brzucha i powierzchni jelit w tym kłucia, boleści, gwałtowny, naprawdę spory spadek wagi, ślinianki powiększone jak grapefruity z totalnie niewiadomych dla lekarzy przyczyn (doktor wykonując ich USG, patrzył na mnie jak na cudo, kontaktował się telefonicznie z innym i oboje rozłożyli ręce), po każdym jedzeniu pojawiające się, gniotące wybrzuszenie z prawej, dolnej strony brzucha, jedzenie typowych posiłków, głównie obiadowych przypominało dosłownie połykanie cierni a nie "pysznego" smażonego schabowego. Któregoś dnia Mama z płaczem szukała na gwałt gastrologa, który by przyjął mnie już w późnych, wieczornych godzinach, po właśnie takim obiadowym zestawie. Drugi raz, znalazłam się na SOR'ze z podejrzeniem pęknięcia wyrostka, następnie kwestii jajników. Wykluczono to jednak (kroplówka przeciwbólowa i do domu). Jestem bardzo nerwową osobą. Emocje działają we mnie cały czas, byłam kiedyś z Mamą u lekarza, jeszcze jako dziecko i ocenił on, że mam utajoną nerwicę. Sterydy na recepcie? O nie, Rodzice z miejsca ją wyrzucili. Pomimo ciągłego uśmiechu, radości z życia, doceniania każdej najmniejszej chwili jest niezwykle ciężko przezwyciężyć coś, co jest całkowicie poza moja kontrolą. Nawet nie zastanawiam się, że działa, a już nawet Chłopak klepie mnie w ramię dosłownie co chwilę, uświadamiając dopiero wtedy, że ciągle ruszam nogą, skubie skórki wokół paznokci, kręcę się niespokojnie. Szczególnie objawia się to w sytuacjach naprawdę stresujących i tych, gdzie nikomu uczucie to nie byłoby obce. Normalnie, nikt nie powiedziałby, że coś takiego cały czas we mnie działa. Tutaj też dołożę wszelkich starań, by zwalczyć ten problem. Wspomniałam o tym dlatego, że bardzo nerwowość wpływa(ła) na sprawy jelitowe, ich pracę i samą intensywność bólu, a także jego pojawianie się. W momencie nałożenia się tylu spraw, problemów i wysiłku, kłopoty ponownie powróciły. Suplementy i cała reszta pomagały ale bywały momenty, że jak złapała mnie któraś z "dawnych" dolegliwości, to uparcie nie chciała puścić. Coś większego było na rzeczy. Stąd też, w przyspieszonym mocno tempie pojawiła się decyzja: RÓB COLOVADE!. Zwariowałam, no bo jak, siedzieć po nocach, tu boli, tu sterta książek a tu jeszcze ogranicz posiłki, w tym na 4 dni całkiem je odstaw i zaufaj preparatom. I może dlatego zapamiętam na długo te dwa tygodnie, bo prócz wiadomego zmęczenia, NIE CZUŁAM SIĘ DŁUGO TAK DOBRZE. Już podczas wspomnianego wyżej etapu oczyszczania jelit (mniej silnego), miałam świetny przykład tego, co i ile potrafi siedzieć (schowanego sama nie potrafię wytłumaczyć gdzie), w tak chuderlawym, o 161 cm wzrostu ciele. Tak częstych wizyt w łazience nigdy nie miałam, nie śniłam też o takiej obfitości. Bardzo ciekawe stały się nagłe, nachodzące w jednej chwili potrzeby, tak jak mówię, naprawdę konkretne. Proszę wybaczyć bezpośredniość w tym temacie jednak ile - jak się okazuje - sporych problemów przez tak prostą rzecz potrafi się pojawić i powodować masę kolejnych, poważniejszych. Pojawił się znaczny, gniotący i bolący ucisk po prawej, dolnej stronie podbrzusza (w której to po każdym posiłku a także w miarę upływu pory dnia pokazywało się wybrzuszenie z początku owalne - później niczym wąż) jak permanentna, uciążliwa kolka. To samo ujawniło się w kolejnych dniach po lewej stronie pod dolną częścią żeber. Nie minęło kilka dni, a pozbyłam się dwóch potężnych - jak się później okazało - kamieni kałowych. Krótko mówiąc, szok. Gołym okiem niczego ponad to nie spostrzegłam jednak ani się zbyt dobrze nie znam na ewentualnych, innych zmianach, a myśląc dobitniej - czasami to, czego nie da się dojrzeć bywa najgorsze. Oczyszczanie dogłębne: Colo-Vada. Przygotowywałam się do niej przez wszystkie pierwsze programy, zmiany nawyków i stylu życia a jednak z początku trochę się bałam. Później chętnie przedłużyłabym ją jeszcze o parę dni. Jakoś człowiek widząc efekty na korzyść i czując się naprawdę dobrze, chciałby więcej i więcej. Okres przygotowawczy stanowi 7 pierwszych dni, w których redukuje się produkty spożywcze do wybranych - zaleconych, pozostałe należy wykluczyć. Do tego stworzony jest zestaw suplementów do połknięcia dwa razy dziennie rano i wieczorem. Kolejne 4 dni wspominanej przeze mnie już głodówki, bazują na dalszych zestawach suplementów oraz glince - kaolinu, która wzbogacona w substancje odżywcze eliminuje apetyt, zapewniając uczucie sytości poprzez pęcznienie w żołądku, jednocześnie będąc jak pług wyprowadzający całą zbędną treść z jelit na zewnątrz. Myślałam, że historia kamieni została zamknięta. A guzik..pojawiły się kolejne dwa. Zimno, wzmożona potliwość, trochę dokuczały. I to by było na tyle, na co mogłam poskarżyć się w czasie tego etapu. Czułam się świetnie, masa wewnętrznej energii, chęci a przede wszystkim przytomnej głowy do nauki. Skomponowane zestawy suplementów to bomby substancji odżywczych. Nie sądzę, by czegoś tam brakowało, patrząc jak zachowywał się w tym czasie organizm. Kolejne 7 dni to stopniowy powrót do normalnego żywienia. Najpierw delikatne i lekkostrawne potrawy powoli wprowadzające w stały tryb życia - oczywiście już wcześniej zmieniony na WŁAŚCIWY I ZDROWY. Bo bez niego ani jeden krok w stronę zdrowia nie zostanie zrealizowany a cała praca pójdzie na marne. Nie trzeba było ani mnie przekonywać, ani łapać na "gorącym uczynku" i bić po łapach, sama gdy odczułam różnicę w smaku, jakości, a nadto samopoczuciu, rzuciłam stare nawyki - bo nie oszukujmy się, prozdrowotność i funkcjonalność danego produktu i żywności nie polega na ładnym, deklarującym go napisie na foliowanym opakowaniu tak często spotykanym na sklepowych półkach. To się czuje i widzi a różnice są diametralne. Bazą CAŁOŚCI jest odpowiednie NAWODNIENIE (słowo do podwójnego podkreślenia!!). Obecnie nawet nie przychodzi mi na myśl, by do tego wrócić a sklepowe towary i półprodukty stały się hm… jak plac zabaw dla dorosłego człowieka. Na jednej z konferencji ścieżek do zdrowia padło zdanie, które mocno się we mnie zakorzeniło. Uderzające, prawdziwe i naprawdę mądre. "Jeżeli powierzchnia marketów liczona jest nawet i w tysiącach metrów kwadratowych a tylko metr z tej całości stanowi półka z napisem "ZDROWA ŻYWNOŚĆ", to co jest na pozostałych?" Sklep sam się ujawnia i nikt tego nie widzi. Colovada wyprowadziła mnie z wielu dolegliwości. Nie mam obaw, by opisać to krótko słowem NIESAMOWITE. Odeszły uciążliwości, po których śladu nie ma od ukończenia programu już około miesiąc, przy czym "normalnie", osiągnięcie kilku dni bez chociażby ukłucia było generalnie niemożliwe. Jestem niesamowicie szczęśliwa. Po czterech dniach picia i nie spożywania pokarmów, a wspomnianego kaolinu, siadłam do przyrządzonych, lekko obgotowanych na wstępie warzyw tak, jak gdybym była po rannym, normalnym śniadaniu. Nie odczuwałam większego głodu. Płynne trawienie, brak bólu, kolek, zatorów, pękającej głowy, wybrzuszeń, powiększonych ślinianek czy węzłów, brak czerwonych oczu, osłabienia bądź problemów ze snem, mniej wypadających włosów, lepsza przyswajalność pokarmów, brak naprawdę nienormalnego wręcz, "przelatywania" posiłków chwilę po ich spożyciu lub odwrotnie (częsta amplituda). Na koniec mogę tylko dodać, iż każdy ma swój, nawet malutki na tle innych problem - ale niezależnie od charakteru pragnie się go pozbyć. Widząc ludzi, jeszcze bardziej zaangażowanych w Coralowe terapie, programy, zalecenia a przede wszystkim zmieniający swój styl życia, samemu chce się działać. Gdyby nie to, że bliskie, będące niemal jak rodzina osoby stanowiły dla mnie "żywy" przykład powrotu do zdrowia, tym samym zdołając przekonać moją upartość, nie wiem, czy dałabym się namówić. Tak już jest - nie mając takiej osoby, ciężko nam zaufać opiniom ludzi obcych, stronom internetowym, sąsiadom i tym podobnym. Ale na pewno nie będzie to stanowić bariery i nie zniechęci do dzielenia się tym, co działa naprawdę. Tym bardziej widząc wyjście, którego wcześniej Ktoś nie znał bądź poznać nie chciał, pragnie się je w jakiś sposób pokazać. Warto, naprawdę warto. Mam świadomość i wiem, że przede mną jeszcze sporo do zrobienia - dom buduje się w końcu od podstaw, nie od dachu. (Są to cztery małe a jednocześnie tak wielkie kroki do zdrowia). Fundamenty i pierwsze izolacje już są, teraz, stawiamy kolejne, trwałe i mocne cegły. Życzę tego każdemu.  :)

Patrycja B
Powrót